Czeka na jedyny wers, który się pamięta
nawet tuż przed śmiercią, jak na słońce.
Opróżniona doniczka obrasta zielono,
kamień mięknie pod naciskiem palca. Tulą się
zmęczone linie równoległe. Wtedy ma głos,
co jest słyszalny, gdy milknie szept sufitu
z fałszywką gwiazd. Gniazdo w starej pościeli:
tutaj uczy się na nowo przestrzeni, stąd lot.
Czy drzwi zostawił otwarte, nie wiadomo.
_______________________________________________
Już tydzień nie pije, słyszę: nie bije.
Cieszy się jak dziecko, co dostało rower:
jest za duży, ale urośnie, zobaczy,
że miasto też urosło, rozpycha się
ulica, podstawia nogę. Sny uciekają
i gonią go równocześnie. Tydzień
złożony ze słów, czy z milczenia,
pytam. Milczymy obaj, ale wspólnocie
nie wystarcza światła, żeby pokazać więcej
niż skrawek, zamazane rysy, rany oczu.