TŁUMACZENIA Z JĘZYKA SZWEDZKIEGO

Werner Aspenström


Deszcz pada zawsze


Deszcz pada zawsze.
Czasem ulewa. Czasem mżawka,
ledwo widoczna.
Domownicy i bezdomni otrząsają się
jak mokre terriery.
Albo dyskretnie, żeby nikt nie zauważył,
że płakaliśmy.
Ale deszcz pada zawsze.
Jak wysoko podniósł się w tobie wskaźnik płaczu?
Do pępka? Do piersi? Do gardła?
Nie musisz się rozbierać i pokazywać.
Czytamy to nawzajem w swoich oczach
jak na zegarach kontrolnych.
Jeśli już koniecznie mówić, to najlepiej:
Kochanie,
do jutra wysuszą się twoje rękawiczki.


Inaczej u wiewiórek


Przytłumione głosy u sąsiadów z prawej.
U sąsiada z lewej zupełnie cicho.
Ledwo słyszalne rozmowy u tych na dole.
A ty dlaczego milczysz?
W domu po drugiej stronie ulicy
trajkoczą jak przekupki,
wrzeszczą jak zranione cyklopy.
U ateńczyków było inaczej.
Inaczej jest u wiewiórek.
Nie zadając tych dwu pytań:
"Kim mieliśmy być?", "Dokąd nas poniosło?"
przelatują w ciepłych futrach między drzewami.


Słowa bez pieśni

W łódkach nie wiekszych niż strączki grochu
przekraczali granice znanego świata,
najczęściej śpiewając.

Na koniach nie większych niż psy
wspinali się na szczyty wysokie pięć tysięcy metrów
i spoglądali stamtąd w dół na ogrody,
od razu opiewając je w hymnach.

Tylko gardłami, językami i wargami
potrafili obalać pomniki i wyważać żelazne bramy.

Później naszedł czas bez pieśni, ironiczny.
Na wpół zjedzone robaki wiją się w ptasich dziobach.


A jednak muzyka nie cichnie

Ślepi nie odzyskują wzroku,
głusi swojego słuchu.
Kulawy skrobie jak przedtem
stopą w piasku.
Przeciwbólowe, w najlepszym razie.
Zadbać o rany. Wyleczyć?
Nigdy.

A jednak muzyka nie cichnie.

Mgły. Półmrok. Mgliste pytania.
Dziecinne nawroty.
Dlaczego oddycham? Z próżności.
Z wiejskiego uporu.
Rzucone ma śmietnik lustro
patrzy nieruchomo ku górze
na porzucone gwiazdozbiory.
Jest zimno. Jesień.
Zapalić ogień?

Zapalić ogień i patrzeć, jak płomienie trzepoczą
ale nie mogą się zerwać.
Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Nie
Nigdy.

A jednak muzyka nie cichnie.


Balony

Siedem balonów nadmuchano.
Ósmy pękł.
To było jesienią,
kwiaty patrzyły w ziemię.
Nastała zima,
wymieniliśmy koła na płozy.
W oczach syna
odkryłem niedowierzanie:
czy świat nie jest wieczny?
Jak topniejący lodowiec
Stwórca się wycofuje
ku większym wysokościom.
Możemy pobawić się żwirem,
wyjaśniam.
Chodź, pobawmy się żwirem!
Później nastała wiosna.
Siedem balonów nadmuchano.
Ósmy pękł.


Gdyby istniały tylko dwa słowa

Gdyby istniały tylko dwa słowa, ping i pong,
i ping znaczyłoby niebo, pong ziemię?

Zawsze znajdzie pieśni
ten, który chce śpiewać.

Czasem jesteś w mieście,
czasem miasto w tobie.

To także zalicza się do muzyki,
gdy załomoce w skrzynce pocztowej.

Niezłe malarstwo gdy upuszczono jajko
aż widać żółtko.

Możliwa modlitwa wieczorna:
Ping, pozwól zachować słońcu krągłość!

Pong się budzi i:
krągłe słońce jest zachowane!


Raport z lodu

Leżąc w łóżku, przywiązany dwoma rurkami,
próbuję sobie wyobrazić nieskończoność.
Podnoszę dach szpitala
jak astronom nocą otwiera kopułę obserwatorium.
Wieczność niewiele się zmieniła
od czasu gdy ostatnio o niej myślałem:
białowłosa, ani mężczyzna, ani kobieta.
Daleko na lodowych polach nieskończoności
astronom widzi, że ktoś się zbliża.
To jego żona, oddycha spokojnie.
Także to co niesie w ręku oddycha,
chleb, świeżo upieczony, z koryntkami w środku.


Elegia

Ponieważ dzień przemija.
Słońce zdechnie o siódmej godzinie.
Powiedz, ekspercie od ciemności,
który z nas nie przeminie ?
Kto zapali światło o zachodzie,
kto wyśni blask ze wschodu ?

Przjdź, ktokolwiek z latarnią !
Najlepiej ty.


Miejscowości i miejsca

Miejscowa prawda
Miejscowa piękność.
Nie powszechna szara maciora
a białe i czarne świnie.
Lokalne opady deszczu.
Przypadkowe pęknięcie między obłokami.
Wieczorna mgła,
nie nad całym krajem,
a tu nad mokradłami,
gdzie czajki strzegą gniazd.
Nocny samolot ku wschodowi hałasuje
i całkiem cichnie.
Żeby dotrzeć do obcej miejscowości,
musimy wciąż przechodzić przez rodzinne strony,
inaczej nigdzie się nie trafi
i pozostanie zawieszonym w niczyjej przestrzeni,
w świecie zwykłego piękna.

              z tomu "Ordbok" (pol. Słownik), 1976


Europa

Stare sofy z drewnianych szczebelków i katedry,
dudy i zeppeliny,
wiatraki bez skrzydeł.
Mężczyźni w niedźwiedzich czapach.
Kobiety z pawimi piórami u kapeluszy.
Dzieciaki chudsze od stalowego drutu.

Jak mógłby szyper pamiętać
wszystkie legendy o zatopionych wyspach?
Europa?
Który to był rok?
Lato czy zima?

                z tomu "Hundarna" (pol. Psy), 1954


Tłumacz

Rachunki za zimę i wiosnę zapłacił.
Teraz pozostał dług u słońca.
Nie można powiedzieć że było ciemno
jednak nie dość jasno żeby rozpocząć
nowy przekład hymnu ku słońcu Echnatona.
Wtedy z jeziora Immeln przypłynął trójmasztowiec
załadowany lokalnymi promieniami.
Jaśniało coraz bardziej.
Napływały zamówienia od wszelkich stworzeń
które chciały mieć przetłumaczone głosy.
Trocie, tak, nawet ukleje żądały
żeby je spisać zachowując połysk łusek.

                z tomu "Ty" (pol. Ponieważ), 1993


Estetyka

Niech piją słodkie mleko!
Wiersz?
To co pozostaje.
Żarcie dla psa.
Kościelne organy z surowych kości.

            z tomu "Hundarna", (pol. Psy) 1954


Ty i ja i świat


Nie pytaj kim ty jesteś i kim jestem ja
i dlaczego jest wszystko.
Pozwól rozwikłać to profesorom,
przecież im się płaci.
Postaw kuchenną wagę na stole
i niech rzeczywistość zważy się sama.
Włóż płaszcz.
Zgaś światło w przedsionku.
Zamknij drzwi.
Niech umarłych balsamują umarli.

Teraz idziemy tutaj.
Ten, co ma białe gumowce,
jest tobą.
Ten w czarnych gumowcach
to ja.
A deszcz, który pada na nas obu
jest deszczem.